Filip i Wiktor – wakacyjna przygoda ojca z synem.

26 lipca 2020

Relacja Filipa Stratyńskiego:

W tym roku wakacje w innym wydaniu. Tym razem pojechaliśmy z Wiktorem rowerami i pod namiot. Swoją podróż rozpoczęliśmy w pociągu do Malborka – tam był nasz punkt startowy. Malbork to dla nas świetny park linowy z naprawdę wysoką trasą i do tego świetną zabawą w ganianego. Ustanowiliśmy bardzo dobry czas na trasie – przynajmniej według obsługi 😀


W Malborku spędziliśmy 1 dzień. Kolejny przystanek to Sobieszewo nad morzem w odległości ok 50 km. Droga była ciekawa. Jechaliśmy ulicą ale też przez las i pola, co biorąc pod uwagę jazdę z przyczepką było ciekawym doświadczeniem. Plan naszej podróży zakładał przejazd za trójmiasto w ciągu kilku pierwszych dni i dotarcie na Hel, gdzie planowaliśmy pozostać 2 dni. Z Sobieszewa pojechaliśmy w kierunku Osady RYbackiej (za 3Miastem), ale usterka przyczepy zmusiła nas do zmiany planów. Urwane koło popsuło humory na jakiś czas, ale nie za długi. Naprawę przyczepki w obcym mieście rozpoczęliśmy od szukania nowej lub używanej do kupienia. 😀 Całe szczęście jestem z pokolenia dużego Fiata i malucha – a kto nie zna powiedzenia o mechanikach z tamtych czasów, że młotkiem i przecinakiem wszystko da się naprawić. Tak też podszedłem do tematu. Zakup pręta gwintowanego i 4 nakrętek, kombinerki i usługa fleksem w pobliskim warsztacie załatwił temat. 😀 Ekipa z warsztatu ASO Citroena w Gdyni Orłowo przy al. Zwycięstwa i obsługa sklepu rowerowego Sportland przy ul. Powstania Styczniowego zasłużyli na rekomendację. Po naprawie nie mieliśmy już ochoty na dalszą jazdę i pozostaliśmy w Sopocie. Popołudnie i wieczór spędziliśmy na pizzy w Pizzeri Prosto w Sopocie (ze znajomymi) – gdzie podali nam pizze wg własnych przepisów  szefa kuchni – były mega. 
Rano poznaliśmy też fajnych młodych ludzi podróżujących kamperem. Nie mogliśmy odmówić sobie możliwości oglądania kampera i poznania uroków (przynajmniej z opowieści) takiego podróżowania. 


Kolejny przystanek to Hel, ale żeby było urozmaicenie zamiast pojechać rowerami to popłynęliśmy promem. Trafiliśmy na niesamowitą pogodę. Niby ciepło, chwilami gorąco, ale wiało tak niesamowicie, że żadna ilość słońca nie była w stanie zmusić nas do siedzenia na plaży. 😀  Rano plan był na zwiedzanie okolicznych muzeów. Po drodze do jednego Wiktor zaproponował, że może pojedziemy dzisiaj dalej. co prawda było juz późno jak na wyjazd na kolejny odcinek, ale z pomocą przyszła kolejka. Sprawdzenie rozkładu, szybki zakup biletów i mamy 60 minut na powrót na kemping, spakowanie rzeczy i namiotu i powrót na stację. Zdążyliśmy w ostatniej chwili. Pociągiem pojechaliśmy do Władysławowa. Ponieważ plan na ten dzień był dotrzeć do Łeby (ok 100 km) to ten 30 km odcinek w pociągu sporo zaoszczędził nam czasu. 


Z Władka to już poszło z górki. 😀 Do czasu. Trasa EuroVelo 10 z Władka to fajna asfaltowa droga. Jednak w którymś momencie się kończy i zaczyna się droga przez las. Widokowo piękna, ale … Chcąc utrzymać się za Wiktorem, który nadawał spore tempo wjechałem przyczepką w dziurę i co? Kolejna awaria. Po tym usłyszałem: to tata nie wiesz, że z przyczepką trzeba jechać wolniej? Na własnej piersi wychowałem, straszne. 😀 


Plan był taki aby jechać tak daleko dopóki będziemy mieli siłę. Niestety stan przyczepki na ok 30 km przed Łebą zmusił nas (a bardziej mnie, bo już byłem spuchnięty ) do poproszenia o pomoc. Przyczepka pojechała do Łeby samochodem, razem z Wiktorem. Tego dnia razem przejechaliśmy ponad 60 km. Ostatni odcinek do Łeby dojechałem już sam. Wiktor zaopatrzony przez przyjaciół wieczór spędził w gronie młodzieży. W Łebie odpoczywaliśmy 2 dni i 3 ruszyliśmy w kierunku Ustki. Patent na kolejną naprawę przyczepki działał przez ok 40 parę km i ponownie przyczepka złapała stopa i pojechała do Ustki sama. Dalej podróż poszła już sprawniej. Do Ustki przejechaliśmy ok 68 km. Wyszło trochę więcej, a to trochę to ok 20 km. Ruszając z Łeby GPS pokazywał 48 km do Ustki. Nie uwzględnił jednak zalanych torfowisk i dróg przy jeziorach. Aby ominąć niedostępne fragmenty musieliśmy nadrobić drogę właśnie o te 20 km. Ustka to nasz końcowy przystanek. Spędziliśmy tam kilka dni i wróciliśmy pociągiem do Łodzi.


Tyle jeżeli chodzi o opis podróży. Po drodze mijaliśmy wsie – jak się Wiktor śmiał „pośrodku niczego” – samotne na polach lampy solarne, których pomysłodawca postawienia musiał mieć ogromną fantazję. Całą trasę przejechaliśmy szlakiem rowerowym EuroVelo 10. To co ważne, dla przyszłych podróżników rowerowych. Ten szlak w części jest zrobiony jak rowerostrada. Asfalt, oznakowanie i wszystkie udogodnienia dla podróżnych. Jednak w części wiedzie przez lasy, szutrową drogą. To ma o tyle znaczenie, że jeżeli wybieracie się w podróż z przyczepką i wcześniej padało przez kilkanaście dni, to będziecie mieli niezłą przeprawę. 
Dla mnie podróż z Wiktorem to niezapomniany czas z synem, lekcja pokory, zrozumienia i dystansu do wszystkiego. Dla Wiktora podróż z tatą (przynajmniej z mojego punktu widzenia, bo o jego odczucia musicie się pytać Wiktora) to lekcja posługiwania się mapą, pokazanie innego sposobu podróżowania i spędzania czasu. Przez całą podróż Wiktor nas pilotował, wytyczał szlaki, drogę, szukał objazdów i noclegów. Ta podróż to wspaniałe wspomnienia dla mnie, a mam nadzieję że dla Wiktora również.